Hmm… Poczytać książkę?- Nieee – Pouczyć się? – Zgłupiałeś!? – No to może… TAK!
Jak widzicie w końcu znalazłem chwilę czasu, aby zrelacjonować Wam pokrótce co to się działo w Krakowie – mieście artystów i żebraków (btw miejscu mojego zamieszkania :P). Tak – chodzi tutaj o kuglarską część Slot Art Festiwal, która miała miejsce 7 marca tego roku.
Może zacznę od niezaprzeczalnego faktu – było zimno, było mokro! 😛 Ale niezłomnym kuglarz jest, dlatego warsztaty na Małym Rynku w Krakowie i tak się odbyły, a fireshow podczas śniegowych opadów udał się całkiem nieźle 🙂 Ale wszystko po kolei…

Na miejsce przybyłem ok. 11.30, dostałem plakietkę kij-majstra i nakierowaną mnie na małą salę, gdzie ludzie już wesoło podrzucali piłeczki, odbijali flowersticki (Greeeg i Adamczyca – fajnie Wam to wychodzi :D) i ogólnie integrowali się ze sobą. Około 12.30 padła poważna decyzja – idziemy robić warsztaty z kija.

Wyleźli my na dwór (po krakowskiemu – na pole, ale ja tam zawsze panem byłem więc wolę wychodzić „na dwór”:P) i dawaj – krótka rozgrzewka, pierwsze podrzuty, kapuśniaczek kropi, a ludzie dookoła nas dziwnie się patrzą. Z boku pojawiła się także spora grupa monocyklistów, skaczących po krawężnikach i donicach 🙂 Po rozdzieleniu grupy na podstawę (prowadził ją Beny), dwa kije i podstawę (Ela) oraz kontakt (ja, powiem że ku mojemu zdziwieniu jakieś 80% osób postanowiło podotykać swojego kija nie tylko dłonią, jakkolwiek to brzmi :P) rozpoczęliśmy zbiorowe dokształcanie się w tej materii. Nie będę rozwodził się w szczegółach, za to podziękuję Miłoszowi (NightShine) za pomoc w prowadzeniu tychże warsztatów, które mimo niepogody trwały do ok. 14 (z tym że przez warunki atmosferyczne nie wszyscy dotrwali).

Miłą niespodzianką dla mej duszy było nieoczekiwane pojawienie się kociaka i Rafiela. To było aż tak nieoczekiwane, że w momencie, kiedy Tequila krzyknęła: „Patrz Yameso kogo znalazłam”, zawiesiłem wzrok na twarzach wspomnianych osób przez jakąś minutę, próbując wyjaśnić jakoś, zaistniałą sytuację. Oczywiście pojawienie się tych dwóch person wiązało się (jeśli nie masz 18 lat to w sumie nie powinieneś dalej czytać:P), z jakże koniecznymi dla niektórych, „warsztatami z alkoholizowania się”. Prowadzeni przez kociaka, ku miejscu którego lokalizacji nie pamiętał (ale miał wizytówkę oraz świadomość, że mu tam piwo smakowało jak pijany był) dotarliśmy do pubu Non Iron (polecam :D).
Ekhm… Zapomniałem, że to miała być relacja z imprezy kuglarskiej 😛

W każdym razie NightShine w tym czasie poprowadził bardzo przyjemny wykład-warsztat na temat bezpieczeństwa oraz ogólnego uczestniczeniu w fireshow. Jako, że jest to człowiek nieprzeciętny, trudno byłoby oczekiwać, że ludzie wyjdą z sali niezadowoleni.
Pod koniec dnia wszyscy zainteresowani wyszli na Rynek Główny pokręcić trochę ogniem dla gawiedzi w rytm cudownie grających bębnów. Powiem szczerze, że naprawdę dobrze się bawiłem, zresztą chyba nie tylko ja, bo ogólnie całe show trwało jakieś 40 minut. Po spektaklu uczestnicy festiwalu udali się do klubu Imbir, natomiast ja z Rafielem, kociakiem, Tequilą oraz moim współlokatorami udaliśmy się na pożegnalnego browara. No, prawie pożegnalnego, gdyż w męskim towarzystwie skończyliśmy imprezę ok. 2 – 3 w nocy, ale to już inna historia 😉
Niestety muszę zaznaczyć kilka minusów, które mam nadzieję pomogą w przyszłości organizatorom zapobiec ewentualnym zgrzytom na imprezach. Przede wszystkim brakowało takiego ogólnego scalenia wszystkiego co się dzieje i czasu (jeden dzień dla kuglarstwa to stanowczo za mało :P). Tam tutaj IMBIR (który jak słyszałem był strasznie przepełniony), gdzieś tam obiad w małych grupkach itd… Największym mankamentem wg mnie, był brak porozumienia z którymś z krakowskich hosteli – można było zapewnić nocleg w jakichś preferencyjnych cenach, być może przyjechałoby więcej osób. I wreszcie podczas fireshow nie widziałem osoby która czuwa nad wszystkim (wiem że fireshowem zajmował się NightShine, ale ktoś z organizatorów powinien był jakoś bardziej o to zadbać). Przy ogólnym braku zdecydowania na rozpoczęcie widowiska i niewielkim chaosie, w końcu wraz z Benym znaleźliśmy dziewczynę z małą pochodynką i później jakoś to poszło.

Podsumowując, impreza, mimo że krótka, była jednak bardzo udana. Dopisali ludzie, pojawiając się w niespodziewanej ilości na festiwalu, z zapałem do wspólnego treningu i zabawy. Nie da się pominąć faktu, iż wiele osób oczekiwało jakiegokolwiek spotkania w większym gronie – szczególnie z powodu niespodziewanych odwołań imprez (jak wiadomo kryzys szaleje). Co prawda pogoda nie dopisała, a czasem coś się nie zgrywało, to mimo wszystko pozytywne wspomnienia pozostają w pamięci.
Wybrane teksty z imprezy
Idziemy wszyscy (jakieś 30 osób) na Rynek Główny zrobić trochę dymu 😛 Na przedzie idę ja i Rafiel. Kładziemy sprzęt i w tym momencie widzę moich współlokatorów. Chwila rozmowy, oni jacyś tacy niemrawi lekko. Po chwili pokazuje do tyłu ze słowami:
– A to reszta osób z festiwalu.
I w tym momencie zamarli z „rybkami” na twarzy, będąc przekonani że ja i Rafiel to całość festiwalu 😀
==============
W trakcie fireshow jeden z dzieciaków od nas, biegał i zbierał „do czapki” (a raczej do worka po kocu gaśniczym, ale mniejsza z tym). Zauważyłem że chodzi sam, to pobiegłem do niego z kijem, tak na wszelki wypadek. Jak mnie zobaczył, wyleciał z tekstem:
– Patrz ile mamy hajsu!
Oczywiście nie muszę dodawać, że wszystkie osoby wokół kładły się ze śmiechu…
==============
Po powrocie z supermarketu. Siedzimy przy stole, dwie butelki stoją, kanapki się robią, a kociak wypala:
– Nigdy nie pij po alkoholu!